Sądząc po reakcji na grupie po wrzuceniu posta o księżniczce smażącej żabie udka, to chłopaki są w coraz większym niebezpieczeństwie. I chociaż jestem jak najbardziej za dobiciem zdychającego patriarchatu, to jednak ostrzegałabym przed stosowaniem odpowiedzialności zbiorowej.
Dobrze wiecie co myślę o męskim egocentryzmie, lenistwie i samozachwycie. Prowadziłam badania w terenie (paralotniowym) i laboratorium domowym (ćwierć wieku). Spisywałam wyniki eksperymentów. Zasady postępowania testowałam na własnym organizmie. Czytałam książki, poradniki, jeździłam na warsztaty i studia podyplomowe. Czyli mówiąc nieskromnie, a niby czemu mam być skromna, moja wiedza jest rozległa i ugruntowana.
Ale wiecie co? Ja ich nadal LUBIĘ. Znam wady, doceniam zalety. I chociaż historyjka o smażeniu żabich udek w pierwszej chwili, tak samo jak u reszty, wywołała u mnie coś, co Niemcy nazywają ładnie schadenfreude, to końcem końców, ja bym pewnie tego królewicza zaklętego w żabkę pocałowała. Ba, ja to robię od 25-ciu lat. A transformacje żaby w królewicza i odwrotnie przypominają migotanie bożonarodzeniowych lampek.
Gdybym miała pokusić się o diagnozę problemu, dlaczego kobiety, w Polsce i nie tylko, tak często wkraczają w wiek średni rozczarowane, zmęczone i zgorzkniałe, to wcale nie uważam, że winni są faceci. Pierwszym oskarżonym na ławie sądowej uczyniłabym fałszywy i szkodliwy MIT ROMANTYCZNEJ MIŁOŚCI, którego ofiarą padają dziewczynki jak cywilizacja długa i szeroka. Wywaliłabym do kosza i na śmietnik historii te wszystkie Kopciuszki i Królewny Śnieżki, gdzie jedynym pragnieniem głównej bohaterki jest królewicz, który ją ocali od macochy, złych czarów i najlepiej w ogóle przed życiem. Oraz te wszystkie późniejsze durne romansidła, w których bohaterki wprawdzie coś tam robią, coś tam umieją, ale wiadomo, że najważniejsze w ich życiu jest znalezienie “prawdziwej” miłości. A potem to już się wszystko, z założenia, ułoży. Nic się samo nie ułoży, a znalezienie choćby najprawdziwszej (co to niby w ogóle znaczy?) miłości to tylko początek długiego pasma fortunnych i niefortunnych zdarzeń.
Po drugie, w szkole czarownic, biłabym po łapach linijką za każdy pomysł p.t. “ja go zmienię” I skupianie się na przerabianiu faceta na jakiś bardziej znośny w życiu egzemplarz. Jasne, że większość nadaje się do przynajmniej drobnej przeróbki, bo są do życia w związku, a już zwłaszcza z udziałem nieletnich, najczęściej kompletnie nieprzystosowani. I założę się, że żaden ze znanych mi panów oglądając “Grę o tron” nie identyfikuje się z poczciwym Samem, opiekunem i partnerem Goździka, raczej widzą siebie w roli Jona Snowa, który ma ważniejsze sprawy na głowie.
Tyle tylko, że pracowite dłubanie w nabytym na rynku matrymonialnym egzemplarzu niewiele da. Umordujesz się, urobisz po łokcie, a on znowu o paranku będzie przypominał umysłowo czystą kartę, albo Nicole Kodman z filmu “Zanim zasnę”, która na kamerze oglądała po przebudzeniu skrót informacji, żeby wiedzieć kim w ogóle jest. Po kilku latach twoje słowa, mówiąc językiem Egipcjanina Sinuhe, są “jak brzęczenie much w jego uszach”. Czyli drażniące, ale można się przyzwyczaić.
Nie mamy mocy zmieniania kogokolwiek poza sobą. I tym należy się zająć, zdejmując reflektor uwagi z facetów. Spokojna głowa, oni bardziej potrzebują nas, niż my ich. Dostosują się.
To ty powinnaś odnaleźć swoją Małą Dziewczynkę przywaloną obowiązkami, powinnościami i dręczoną poczuciem winy, bo nie umyła okien przed świętami, choć było zimno i lało. Nauczyć się bawić, cieszyć życiem i nie przejmować opinią mamy, teściowej, babci, ciotek i księdza proboszcza.
Jeśli nie wiesz jak, wstąp do Akademii.
To jest prawda, Tylko czasem naprawdę jest tak (ja tego nie praktykuję ale znam takie kobiety a i facetów), że jeśli kobieta (albo ta odpowiedzialna strona, może być to też facet przecież) się czymś nie zajmie, to druga strona i tak nie zrobi. Ciężko czasem komuś odpowiedzialnemu (obojętnie, Jaś czy Małgosia i nie chodzi mi o nadodpowiedzialnosć) bo musi załatwiać i ,,za siebie” i za ,,drugą stronę”. Bo jak, dla przykładu (niech będzie niestereotypowo), ojciec, który jest odpowiedzialny, nie da małemu dziecku jeść i oleje a matka imprezowiczka i tak nie wróci i tego nie zrobi? Czasem się nie da olać i wtedy to już nie jest wina osoby narzekającej, że ma dosyć, tylko tej nieodpowiedzialnej. Jestem zdania, że nie należy po prostu się na stałe wiązać z kimś (płeć obojętna) kto zawsze ma Ciebie albo ważne sprawy w … nosie. I to nie chodzi o sztywniaków. Ktoś kto umie się bawić może być też odpowiedzialny. Bo jak zaczniemy się rozgrzeszać, że najlepiej to olać bo faceci/kobiety tak robią, to wszystko zacznie być nieobowiązkowe. Nie należy się umartwiać bo to głupie. Tak samo jak nie należy brać przykładu z ,,głupszej” strony 😉
Masz rację, ale ja nie omawiam patologii, bo tą należy omijać, tylko zwyczajne modele energooszczędne 😉
To głównie kobiety ułatwiają tą ,,energooszczędność” ale nie tylko. Bo jakby faktycznie był sprawiedliwy podział obowiązków to mogłoby się okazać, że zero energooszczędności bo jeszcze to i tamto trzeba (i to koniecznie a nie że nadodpowiedzialność). A jak ktoś inny za nas ogarnie to można ,,się oszczędzać”. Nie znam faceta, który coś zrobi za kogoś jak ten ktoś sam sobie poradzi, i on o tym wie. Poza tym, nie oszukujmy się, jak ktoś chce to może ruszyć tyłek i coś zrobić sam, bez niczyjego ,,podpychania”. Tylko się po prostu nie chce. A ,,baby” na to przystają dla ,,spokoju”. Nie mówię, żeby kogoś zmieniać na ,,ideał” i ciągle walczyć. Ale jak ktoś nie reaguje w żaden sposób to daje przyzwolenie ,,wszystko jest ok”. Faceci nie są bez skazy. Znam wielu, którzy uważają, że z racji kariotypu XY należy im się obsługa a sami guzik dają od siebie w ten sposób. To kobiety się wkurzają wreszcie. To, moim zdanie, wspólna wina obu płci.
No jasne, też się wkurzam, tylko, że to rzadko daje pożądany efekt. O wiele praktyczniej jest zająć się sobą. Najgorzej jest kiedy dochodzi opieka nad nieletnimi i tu nie ma przeproś, dlatego decyzję o replikacji genów należy podejmować baaardzo rozważnie i najlepiej obwarować odpowiednimi umowami.