No naprawdę, od kiedy małżeństwo zaczęliśmy mieszać z miłością to same z tego kłopoty. Przez całe wieki były to tematy raczej rozłączne i nawet przykazywano, by namiętności do legalnego związku nie dodawać, bo ” to grzech zbyt gorącym uczuciem darzyć żonę”
A teraz galimatias, z którym nawet Wojciech Eichelberger, guru polskiej psychoterapii, nie daje sobie rady. W wywiadzie dla WO ogłosił właśnie, że “Zakochanie się w innym dorosłym człowieku czy poddanie się chwilowemu seksualnemu impulsowi to jeszcze nie zdrada. Zdrada jest tam, gdzie jest zamiar, premedytacja, świadome działanie ukrywane przed osobą, wobec której zobowiązaliśmy się do lojalności. Serce nie sługa, a libido to też często nie sługa.”
Czyli odtąd palimy, ale się nie zaciągamy. Znaczy, jeśli chcemy mieć czyste sumienie. Wprawdzie Stanisław Jerzy Lec pisał o tych, którzy “sumienie mają czyste, bo nieużywane” z lekka jakby prześmiewczo, ale ci satyrycy to się do wszystkiego przyczepią, wiadomo.
Acha, no i jeszcze należy bez zwłoki się przyznać, to wtedy już wszystko OK. “Więc gdy tylko poczułem, że się angażuję, powiedziałem o tym ówczesnej żonie. W tym sensie nie zdradziłem jej. ” Czyli, w wolnym tłumaczeniu: ” trochę sobie pobzykałem, ale, niestety, zaczęło mi zależeć”.
No pewnie, po co mamy sami się męczyć, niech druga strona też pocierpi, cierpienie uszlachetnia. Zauważmy mimochodem, że nie ma ani słowa o tym, co na to wszystko trzecia strona trójkąta. Ani którą wersję woli, czy być okazjonalnie przelecianą (nie zdrada, chwilowy impuls, libido nie sługa), czy występować w sądzie w roli świadka na rozprawie rozwodowej. Ani nikt się nie przejmuje jej ewentualnym zaangażowaniem. Sama sobie winna, pies nie weźmie, jak suka nie da, głosi ulubione ludowe przysłowie panów.
Zresztą kto by tam babę pytał o zdanie, jedną, czy drugą, najważniejsze sumienie mężczyzny i jego samopoczucie. Dobrze, że mężczyźni na ogół nie czytają Wysokich Obcasów, a nawet gdyby któryś przeczytał, to wrodzone tchórzostwo nie pozwoli im z owej światłej rady skorzystać. Znam przypadek, kiedy jeden skorzystał i żona do dzisiaj nie może wyjść z traumy. Za to on śpi spokojnie, sumienie oczyścił i jest jak nowo narodzony.
Pewnie, że są kobiety, które chcą wiedzieć i najbardziej boli je oszustwo. I zaraz się pewnie odezwą. Ale znam mnóstwo takich, które stosują metodę strusia i naprawdę wolą trzymać głowę w piasku niż samodzielnie wychowywać wspólne potomstwo. I mają do tego prawo, niezależnie od wyroków ferowanych przez Pana Eichelbergera. Moja babcia do takich należała i w życiu nie spotkała jej większa krzywda niż w czasie konfrontacji z faktami, zafundowanej jej przez jedną z córek, która odkryła miłosną korespondencję dziadunia. A dodajmy, że była kobietą niezwykle dzielną, która tegoż dziadunia cudem wydobyła z UB-owskiej katowni. A wcześniej wyniosła płaczące dziecko spod kul ukraińskich nacjonalistów.
Jesteśmy różni. I różną mamy odporność na tzw. życiowe zawirowania. To tak jak z chorobami. Jeden pogodnie zniesie niepomyślną diagnozę i zaplanuje podróż dookoła świata, żeby dobrze wykorzystać czas. I może się nawet wtedy zdarzyć cudowne uleczenie. A inny, nawet jak ma szanse pół na pół, to się załamie i nie pomogą najlepsze kuracje.
Lekarzu, ulecz się sam.
Dla mnie to o czym pisze ten ,,przemądry” Eichelberger to zwyczajna zdrada. Jeśli ktoś się zakochuje (a raczej zaruch… drugiego człowieka :)) w innym człowieku i obojętnie, czy oszukuje żonę/męża, czy też nie i mówi o wszystkim, to nie ma znaczenia. I to zdrada i to zdrada. Koniec i kropka. A ciekawe jak kiedyś żona powie Eichelbergerowi, że jej się zachciało i ,,libido nie sługa” to czy swój psychoterapeutyczny bełkot zastosuje też do siebie? 🙂
No i dlatego mnie to rozśmiesza 🙂 .Ludzie się zdradzają i będą zdradzali, ale nazywajmy rzeczy po imieniu. A takie wyjaśnienie ma służyć tylko za zasłonę dymną dla facetów, bo my się bardziej angażujemy emocjonalnie i to jest “prawdziwa zdada”, a ich niesforne libido, no to wiecie, rozumiecie..
Czytalam ten wywiad. Maskra. Poźniej nie ma co się dziwić, że sporo osób nie ma do psychilogów ani zaufania ani respektu.
I to jest czołowy guru. Dlatego większe mam zaufanie do kobiet 🙂
Też bardziej ufam kobietom. Nie licząc matek-Bolka-masochistek i kilku wyjątków wśród facetów. W końcu baaardzo rzadko się słyszy o np. nie zrozumieniu nie, kiedy to kobieta chce a facet jest pijany i nie kontaktuje. Ale to tylko taki przykład, jest ich więcej. Jest chyba takie ludowe powiedzenie, ze chłopu i psu (bez obrazy pieski) się nie wierzy 🙂
oni mają kłamstwo w DNA ;-), razem z egoizmem i samozachwytem splecione