Spotkałam się ostatnio z przyjaciółką ze studiów, której nie widziałam chyba z piętnaście lat. Bardzo fajna kobietka, zdecydowanie grzeczna dziewczynka, w swoim czasie odpowiednio do tej roli urobiona przez apodyktyczną i histeryczną mamusię.
Mamusia, jeszcze w okresie studiów, mocno dawała się nam we znaki, domagając się od przyjaciółki wglądu w harmonogram zajęć, regularnych wizyt w domu i odpowiedniego prowadzenia się. Kiedy tylko coś nie szło po jej myśli, mamusia dostawała spazmów i trzeba było szukać soli trzeźwiących.
Oczywiście, wzorem wielu grzecznych, a uciśnionych dziewczynek, koleżanka uciekła w małżeństwo i odtąd zamiast tłumaczyć się mamusi, tłumaczy się mężowi z każdego wyjścia i wolnej godziny. Bo on tak ją kocha, że absolutnie musi ją mieć cały czas pod ręką.
Jakoś nie przyszło jej dotąd do ślicznej główki, że tak naprawdę nie musi się już tłumaczyć nikomu i to od bardzo dawna. Zarówno mamusia, jak i małżonek, manipulacjami i szantażem emocjonalnym dostają dokładnie to, czego chcą.
I tak sobie rozmawiałyśmy o starych dobrych i nowych, jeszcze lepszych, czasach i o tym, czy nie nudzi ją już spełnianie oczekiwań otoczenia, zamiast robienia tego, na co ma ochotę. No nudzi trochę, przyznała, ale nie ma czasu na żadne pasje, bo ciągle jest w pracy. Rano przychodnia, po południu gabinet w domu i tak w kółko. Pytam zatem, po co tyle pracuje, skoro syn dorosły i na swoim, dom wybudowany, samochód kupiony.
Odpowiedź, szczera i odruchowa, zaskoczyła i rozbawiła nas obie. Otóż okazuje się, że nie ma czasu, bo dużo pracuje, a dużo pracuje, bo co by inaczej z tym czasem robiła, odkąd syn wyszedł z domu. Paragraf 22 w czystej postaci.
Po co o tym opowiadam? Bo bardzo wiele spotykanych przeze mnie kobiet jakoś nie bardzo dobrze czuje się we własnym życiu, podobno zresztą już co czwarta łyka na to prochy. Ale jakoś nie przychodzi im do głowy, że źle się czują, bo właśnie to ich życie nie bardzo należy do nich. Starają się przypodobać mamusi, nie zawieść męża, zawsze być oparciem dla dorosłych dzieci. Tylko o sobie w tym wszystkim jakoś zapominają, starannie wytresowane od dzieciństwa do tego, żeby spełniać oczekiwania otoczenia, zamiast własne marzenia i plany.
A kiedy tylko próbują coś zrobić w końcu tylko dla siebie, to otoczenie, przyzwyczajone do innych standardów, ucieka się do wszelakich manipulacji, żeby było tak jak było. Metody bywają różne, od klasycznego focha do palpitacji serca włącznie. Cel jest jeden. Własna wygoda.
Dlatego zostań wiedźmą.
Mam dla Ciebie prezent.
Twoje życie.
Jezu, jakbym czytała o moich koleżankach. Młode dziewczyny, a to chłopak nie pozwala, a to trzeba posprzątać. a to za późno wróciła. Tragedia nie życie. Już są urobione i zastraszone. Część nie lubi dzieci i ,,jak to zmienić?” Tragedia.
Racja, tragedia. Ale tylko one same mogą to zmienić.
Obawiam się, że dla dużej części ,,porządnych dziewczynek”, w tym w mojej rodzinie, jest już za późno. Nigdy nie dotrze. Znam sama taką babę, co musi każde pierdnięcie swojej rodziny skontrolować, bo jak nie, to umrą na pewno. Na dżumę i syfilis. Ale ,,ona się martwi i już taka jest”. Aha. Kobiety (wiele bo przecież nie wszystkie) to pod tym usłużnym względem zwykłe idiotki. Bo chłop nie może, bo nie umie, bo to dla niego ujma. A dla Ciebie nie, podcierać każdemu (prócz małych dzieci, małych zwierząt, facet też powinien to robić jak ma) dupę? Masakra. Ostatnio koleżanka innej chorej koleżance leciała z końca miasta rosołek robić. Ta chora nie umarła i ma się świetnie.
Bo one wtedy się czują potrzebne i kochane, choć to tylko iluzja..