Czytałam kiedyś książkę wybitnego neurologa Olivera Sacksa p.t. “O mężczyźnie, który pomylił swoją żonę z kapeluszem”. Opowiada ona o różnych zaskakujących przypadkach medycznych z obszaru uszkodzeń mózgu. I jakie czasem dziwne skutki miewają sytuacje naruszenia tej zagadkowej substancji zamkniętej we wnętrzu naszej czaszki. Bardzo ciekawa, polecam.
A tytuł mi się skojarzył, bo często odnoszę wrażenie, że my miewamy jakieś zbiorowe uszkodzenie mózgu, które sprawia, że mylimy mężczyznę z wieszakiem. Odpowiada za to wszechobecny w popkulturze mit romantycznej miłości, jeden z bardziej szkodliwych mitów jakie wciska się małym dziewczynkom. Chłopcom trochę też, ale oni jakoś chyba są bardziej odporni. Może dlatego, że w bajkach bardziej skupiają się na wątkach militarnych i smokach niż ręce królewny.
I rośnie sobie taka dziewczynka i marzy. Oczywiście, O NIM. I zawiesza kolejno na tym wymarzonym królewiczu najpierw te romantyczne marzenia, a potem poczucie własnej wartości, przyszłość i wszelkie plany. Naprawdę żal mi mojego ś.p. dziadka, który na przytomne pytanie, kim chcę być w przyszłości, nieodmiennie słyszał jakieś bredzenie o zamążpójściu.
Szczęśliwie równie przytomni rodzice dopilnowali skończenia studiów, bo ja miałam śliczną główkę zajętą kolejnymi wymyślonymi ukochanymi. Potrafiłam zmienić szkołę w pogoni za jednym z ideałów tylko po to, żeby wzdychając tęsknie mijać się z nim w korytarzu na dużej przerwie. I nie zamienić ani słowa przez trzy lata, bo potem zdał maturę i słuch po nim zaginął.
Mimo miłosnych perypetii, zrobiłam dyplom i specjalizację. Ale znam mnóstwo bystrych dziewczyn, które zaprzepaściły swoje życiowe szanse, bo się akurat nie w porę przyplątał jakiś adorator i książki szły w kąt. A potem szybka ciąża, ślub i wiązanie końca z końcem, bo jednak zakończenie edukacji na maturze niekoniecznie służy karierze.
Ja w końcu włożyłam złoty garnitur utkany z marzeń na barki Tygrysa i doprawdy sporo poprawek krawieckich trzeba było, żeby jako tako pasował. A i tak pije pod pachami i trochę się gniecie.
Bardzo często wychodzimy za mąż za taki garnitur, nie bardzo mając pojęcie KIM jest człowiek, którego w ten strój, uszyty z marzeń, ubrałyśmy.
Równie niezdrowe bywa zawieszanie na facecie poczucia własnej wartości i uzależnianie jej od:
a) samego faktu posiadania bądź nieposiadania takowgo
Wiele kobiet mogłoby się podpisać pod słynnym powiedzeniem kardynała Richelieu, że są jak zero, które coś znaczy jedynie wtedy, kiedy stoi przed nim jakaś liczba. A ta liczba to mężczyzna u boku. Czy naprawdę muszę dodawać, kto był mądrzejszy, król Ludwik XIII, czy jego minister?
b) sposobu, w jaki ON nas traktuje
Skrajnym przykładem będą tu te, które tkwią w związkach przemocowych. I nie mam tu na myśli jedynie przemocy fizycznej, ale także psychiczną lub ekonomiczną. Zamiast wpaść na pomysł, że trafiły na szuję, to one gryzą się po nocach myślą “co takiego zrobiłam, że on mnie TAK traktuje?” Nic, moja droga. To po prostu drań. Wiej.
Zawieszamy również na mężczyznach nasze bezpieczeństwo ekonomiczne i różnie się to kończy. Zdarza się, że po latach budowania firmy okazuje się, że teraz ona jest tylko jego i tej nowej pani, która go rozumie jak nikt.
No dobra, to są fakty. Ale co my z tym? Ano my z tym musimy się zmierzyć i dla własnego dobra postarać się wydorośleć. I wyrosnąć z bajek.
To Twoje życie. Tylko ty jesteś jego autorką. I od Ciebie zależy jego kształt, kolory i smak. Mężczyzna to może być miły dodatek, ale nie jego TREŚĆ.
Zamiast złotego garnituru, szyj balową suknię z marzeń i tęczy.
I tańcz.
Dzisiaj jedna ,,mądra” pani w pewnej szmatławej gazecinie radziła kobietom by szukały mężczyzny, kandydata na męża w… kościele a nie w necie. Księdza najlepiej? 😀 No ale to jakaś gwiazda ,,Pytania na śniadanie” więc czego ja wymagam?
no to ma swoją wewnętrzną logikę 😉