Bardzo często zaczynamy dorosłe życie jadąc na autopilocie. Wychodzimy za mąż, bo wszystkie koleżanki ze studiów wychodzą i głupio tak zostać samej. Decydujemy się na dzieci, bo wszyscy mają, to musimy mieć i my. I, jeśli mieszkamy w mieście, to o niczym tak nie marzymy, jak o tym, żeby sobie wybudować śliczny dom za miastem, najlepiej pod lasem i nad strumykiem. A przynajmniej tak nam się wydaje. I jak tylko trochę się życiowo ogarniemy, to rozglądamy się za ustronną działką wśród zieleni i z pięknymi widokami. Bierzemy kredyt na trzydzieści lat i w pocie czoła stawiamy nasz wymarzony domek. Urządzamy, dopieszczamy, cieszymy się nim i zapraszamy wszystkich bliższych i dalszych znajomych, żeby się pochwalić, jak nam w życiu dobrze idzie.
Trwa to jakieś trzy, cztery lata, tyle ile namiętność w związku mniej więcej. Bo też na tym samym to czasem polega. Tak jak zdarza nam się wybrać partnera na życie, bo miałyśmy na jego widok motyle w brzuchu, tak samo emocjonalnie podeszłyśmy do wyboru miejsca, gdzie chcemy z nim je spędzić. I tak samo jak z małżeństwem, bywa i z domkiem pod lasem. Tylko, że w dzisiejszych czasach czasem łatwiej pozbyć się męża niż nietrafionej inwestycji. Świadczą o tym niezliczone tabliczki “na sprzedaż”, które oglądam jeżdżąc polskimi drogami.
Bo cóż się dzieje? To co nas tak cieszyło latem, czyli cisza i śpiew ptaków, staje się o wiele mnie urokliwe, kiedy trzeba wstać o 6 rano, żeby odśnieżyć podjazd. A bez tego nie wyjedziemy z garażu i nie dowieziemy dzieci na czas do odległej szkoły. Samodzielnie nie dojdą, za daleko, więc codzienne dojazdy mamy pewne, nawet jeśli same mamy zdalną pracę przez internet. A kiedy będą starsze, to okaże się, że dobra szkoła jest w mieście, więc robimy za taksówkę kilkanaście lat. Spędzając nierzadko pół życia w korkach, razem z innymi, którzy mieli ten sam pomysł. Nie jesteś sama, pod naszymi miastami, jak grzyby po deszczu rosną, bez ładu i składu, deweloperskie osiedla pozbawione infrastruktury. Same domki, bez sklepów, szkół i przychodni zdrowia. Czasem bez dróg, może się okazać, że jak jedna moja koleżanka, latami będziesz woziła w bagażniku kalosze. O tym wszystkim świetna książka Filipa Springera “Wanna z kolumnadą”, polecam. Jesienią, kiedy przyjaciółki w mieście umawiają się do kina i na fitness, my grabimy liście, ruch to zdrowie. Przyjaciółek nie widziałyśmy od wieków, bo o ile na początku działał urok nowości, to teraz żadnej nie chce się jechać taki kawał. Wpadną latem na grilla. Kiedy znajomi umawiają się na wakacje, nam zaraz sen z powiek spędza myśl, kto mógłby w czasie naszego wyjazdu popilnować domu, żeby go nie splądrowali włamywacze, w końcu stoi pod lasem, żadna sztuka wybić okno. Wprawdzie w drzwiach mamy super antywłamaniowe zamki, ale nie wpadłyśmy na pomysł zamontowania pancernych szyb. Więc kiedy oni beztrosko wygrzewają się na chorwackiej plaży, my robimy remont dachu, bo dekarz być do bani i cieknie, kiedy pada deszcz.
Jest takie ładne zdanie “spełnione marzenie staje się obowiązkiem”. Zastanów się, jakie obowiązki za parę lat chcesz mieć? I czy na pewno lubisz koszenie trawnika dwa razy w tygodniu, bo może wolisz poczytać? Domki pod lasem są bardzo fajne, niektórzy uwielbiają i nic ich tak nie cieszy jak rąbanie drewna do kominka. Albo czyszczenie oczka wodnego. Jeśli takie są właśnie twoje marzenia, to wspaniale. Zaproś mnie na grilla.