Przez internet przetaczają się dyskusje na temat akcji ratunkowej na Nanga Parbat. W tej chwili już właściwie wiadomo, że Tomasz Czapkins Mackiewicz został w górach na zawsze. Cześć jego pamięci.
W tych dyskusjach jedni uważają, że trzeba śpieszyć na ratunek niezależnie od kosztów, inni wyliczają ile chorych dzieci można by uratować za pieniądze wydane na takie akcje. Chociaż wcale nie uważaliby, że szkoda wydawać pieniądze na leczenie ich osobiście z raka płuc, mimo, że sami są sobie winni paląc przez 20 lat papierosy.
Ale ja myślę o czym innym. Że te nasze dobre rady co himalaiści powinni, a czego nie powinni, to możemy sobie wsadzić. I że każdy z nich robiłby dalej to co robi, nawet gdyby niezliczona ilość “zwykłych, rozsądnych” ludzi solennie ich zapewniała, że jak coś się stanie, to nikt po nich nie przyjdzie. Możemy to nazwać pasją, możemy obsesją albo szaleństwem. Dyskutować o uzależnieniu od adrenaliny, współczuć rodzinom i tak dalej. I tak nie rozumiemy i nie zrozumiemy.
Tak samo każdy zwykły człowiek mógłby zareagować na widok pracowni Vincenta Van Gogha. Trzeba nie mieć oleju w głowie, żeby zamiast malować to co się wszystkim podoba i za co dostaje się pieniądze, malować to co w duszy gra i przymierać głodem. A szalony Michał Anioł przez całe dnie wykuwający z marmurowej bryły kształty Dawida? Pewnie robiłby to niezależnie, czy zarząd katedry florenckiej chciałby zapłacić. Tyle, że marmur był drogi. I na szczęście florentyńczycy zapłacili, chociaż nie ominęła twórcy fala hejtu, że się grzebie z robotą.
To wszystko byli i są ludzie całkowicie wewnątrzsterowni, odporni na perswazję i dobre rady. Tacy ludzie odkrywają kontynenty i nowe pierwiastki. Maria Skłodowska-Curie też zapłaciła życiem za swoją miłość do nauki.
Nie rozumiemy takich ludzi, bo nie mamy w sobie takiej pasji, czy genu szaleństwa. I poza życiem swoich dzieci, niewiele jest spraw, za które lub którym zgodzilibyśmy się oddać własne życie. Ale przecież i tak je oddajemy. Dzień po dniu żyjąc byle jak, byle tylko doczekać do piątku. A w weekend zamartwiając się, że już zaraz będzie poniedziałek i znowu podłączą nas do kabelkami do naszego korpo-Matrixa.. Marnotrawiąc nasz bezcenny czas przed telewizorem na oglądanie kolejnych seriali. Spełniając cudze oczekiwania zamiast żyć własnym życiem. Lecąc na autopilocie przez swoje przewidywalne do bólu, jednakowe dni.
Ja tam zazdroszczę himalaistom. I czasem przez krótką chwilę wydaje mi się, że ich rozumiem. Kiedy kręcę w błękicie nieba jakiś przyjazny komin, a on mnie potem wypluwa na 400m nad start, na którym przypinają się do swoich skrzydeł inni wariaci.
Bez wariatów świat nie szedłby do przodu.
no dokładnie, bo najbezpieczniej to było pzecież w jaskini, kto by tam wychodził i się narażał 🙂
O nie, co to, to nie. Byłem na lodowcach, w dżunglach, na pustyniach. Ale nigdzie nie lubiłem jaskiń. Może dlatego, że z jaskini jest tylko jedno wyjście. A ja lubię w razie nieprzewidzianych okoliczności mieć swobodę wyboru alternatywnych wyjść na wiele stron. Chociaż z drugiej strony nigdy nie potrzebowałem “na gwałt” schronienia w jaskini, bo wtedy pewnie bym nie pogardził.
no nie usiedzisz 🙂
Bez wariatów świat nie szedłby do przodu.
no dokładnie, bo najbezpieczniej to było pzecież w jaskini, kto by tam wychodził i się narażał 🙂
O nie, co to, to nie. Byłem na lodowcach, w dżunglach, na pustyniach. Ale nigdzie nie lubiłem jaskiń. Może dlatego, że z jaskini jest tylko jedno wyjście. A ja lubię w razie nieprzewidzianych okoliczności mieć swobodę wyboru alternatywnych wyjść na wiele stron. Chociaż z drugiej strony nigdy nie potrzebowałem “na gwałt” schronienia w jaskini, bo wtedy pewnie bym nie pogardził.
no nie usiedzisz 🙂
O tym też miałam napisać wcześniej ale chyba jednak pominęłam ten Pani wpis, już nadrobiłam 🙂 Jakbym słyszała kobiety z mojej rodziny z tymi ,,radami dla himalaistów” (i nie tylko dla nich). Tego nie rób, tamtego nie, bo to niebezpieczne. Jak byłam dzieciakiem (i to nie malutkim i nie właziłam na parapet wieżowca) to ciągle to słyszałam. Teraz też nieraz słyszę żeby czegoś nie robić bo to niebezpieczne albo głupie, strata czasu itd. Naprawdę, Polaków (a szczególnie Polki) świat poza dziećmi i ich osiągnięciami niewiele obchodzi, a szkoda. Wystarczy na pierwszej lepszej polskiej wsi posłuchać o czym kobiety rozmawiają na co dzień. Albo na studiach w mieście. Może mi Pani nie wierzyć ale większość polskich ,,wykształconych” studentek nie zna innych tematów niż paznokcie hybrydowe i plotki z pudelka czy innego zaśmiecacza. Nieliczne są inne. Faceci niektórzy też nie lepsi ale przynajmniej z niektórymi da się pogadać o czymś innym niż futbol (odpowiednik paznokci i plotek u kobiet). Nie rozumiem czemu tak wielu ludzi nie obchodzi nic innego poza nudnymi plotkami i opowiadaniem w kółko o dzieciach i o tym co kto komu powiedział i roztrząsaniem tego.
Ależ bardzo wierzę. Dlatego trzeba sobie szukać “pokrewnych dusz”.Na szczęście są 🙂
O tym też miałam napisać wcześniej ale chyba jednak pominęłam ten Pani wpis, już nadrobiłam 🙂 Jakbym słyszała kobiety z mojej rodziny z tymi ,,radami dla himalaistów” (i nie tylko dla nich). Tego nie rób, tamtego nie, bo to niebezpieczne. Jak byłam dzieciakiem (i to nie malutkim i nie właziłam na parapet wieżowca) to ciągle to słyszałam. Teraz też nieraz słyszę żeby czegoś nie robić bo to niebezpieczne albo głupie, strata czasu itd. Naprawdę, Polaków (a szczególnie Polki) świat poza dziećmi i ich osiągnięciami niewiele obchodzi, a szkoda. Wystarczy na pierwszej lepszej polskiej wsi posłuchać o czym kobiety rozmawiają na co dzień. Albo na studiach w mieście. Może mi Pani nie wierzyć ale większość polskich ,,wykształconych” studentek nie zna innych tematów niż paznokcie hybrydowe i plotki z pudelka czy innego zaśmiecacza. Nieliczne są inne. Faceci niektórzy też nie lepsi ale przynajmniej z niektórymi da się pogadać o czymś innym niż futbol (odpowiednik paznokci i plotek u kobiet). Nie rozumiem czemu tak wielu ludzi nie obchodzi nic innego poza nudnymi plotkami i opowiadaniem w kółko o dzieciach i o tym co kto komu powiedział i roztrząsaniem tego.
Ależ bardzo wierzę. Dlatego trzeba sobie szukać “pokrewnych dusz”.Na szczęście są 🙂
Zastanawiałem się nad tym pytaniem i doszedłem do wniosku, że najbardziej lubię i dobrze się czuję w Górach Sowich. W Górach Sowich stawiałem moje pierwsze górskie kroki podczas wakacyjnych wycieczek z kolegami na Kalenicę i Wielką Sowę.
Poźniej z moim przyjacielem podczas naszych wędrówek docieraliśmy i poznawaliśmy coraz to inne miejsca.
Kiedyś punktem wyjścia w góry był dla mnie Jugów i Sokolec a obecnie jest Walim.
Wycieczką, która najbardziej utkwiła mi w pamięci było przejście z Jugowa do Barda Śląskiego.
pięknie tam
Zastanawiałem się nad tym pytaniem i doszedłem do wniosku, że najbardziej lubię i dobrze się czuję w Górach Sowich. W Górach Sowich stawiałem moje pierwsze górskie kroki podczas wakacyjnych wycieczek z kolegami na Kalenicę i Wielką Sowę.
Poźniej z moim przyjacielem podczas naszych wędrówek docieraliśmy i poznawaliśmy coraz to inne miejsca.
Kiedyś punktem wyjścia w góry był dla mnie Jugów i Sokolec a obecnie jest Walim.
Wycieczką, która najbardziej utkwiła mi w pamięci było przejście z Jugowa do Barda Śląskiego.
pięknie tam