Jasne, że oglądam. Wy też oglądacie. Jak to dobrze, że mamy Netflixa, bo inaczej przeżycie polskiej zimy byłoby pod znakiem zapytania. Leje, wieje, oddychać nie ma czym, smog spowija miasto brudną mgłą. Człowiek robi sobie herbatkę i odpływa w świat Outlandera, Dextera, albo idzie na spotkanie z Grace i Frankie.
Na szczęście coraz rzadziej oglądam seriale rodzimej produkcji, te wszystkie M-jak męczeństwo, Barwy Nieszczęścia i Na dobre i jeszcze gorsze. Bo od polskich seriali to można złapać jedynie doła. Zwłaszcza jak się miało okazję co nieco już usłyszeć o równouprawnieniu kobiet, samorealizacji, albo prawie do decydowania o macierzyństwie. W polskim serialu niezmiennie króluje Barbara Mostowiak i jej tradycyjne podejście do rzeczywistości. Jasne, że fajnie mieć taką babcię, która bez przerwy siedzi w kuchni i wszystkich karmi pierogami i życiową mądrością. Która się wcale nie poddaje biegowi czasu, bo wartości są niezmienne, a najważniejsza jest rodzina. Tak samo jak fajnie mieć na stanie mamusię Muminka. Tylko kto chce być Mamusią Muminka? Nie wychodzić z kuchni i wiecznie wszystkich obsługiwać? No jak to kto? Polska żona i matka! Nie oszukujmy się, scenarzyści piszą, a reżyserzy kręcą tak, jak ludzie chcą oglądać. A kobiety widzą tam swoje odbicie i utwierdzają się w swoich życiowych wyborach. Koło się zamyka.
W polskich serialach, jeśli kobieta nawet pracuje, to tak przy okazji, bo głównie to jednak żyje funkcjami opiekuńczymi, jak mamusia trzech nieznośnych egoistów w “Rodzince.pl”. Mamusia wprawdzie wybiega na szpileczkach do pracy, ale ta praca jest jakaś mało ważna w porównaniu ze sprawami rodzinnymi. Jak trafiam na któryś odcinek, to, owszem, jest śmiesznie. Ale i strasznie. Każdego z synusiów miałabym ochotę mocno trzepnąć za traktowanie matki jak służącej. Ale ona ich tak kocha! Jakie to, kurwa, wzruszające! Tyra wprawdzie jak galernik, a mąż i synkowie traktują ja nieco pobłażliwie, trochę jak dziecko specjalnej troski, ale wiadomo, że kochają i potrzebują. Głównie to drugie.
Wystarczy zresztą porównać sobie dwa seriale z kręgu prawniczego. O ile Alicia Florrick z “Good wife” głównie pracuje, a problemy rodzinne są jedynie tłem dla kolejnych pasjonujących sądowych pojedynków, to w naszej rodzimej ” Magdzie M.” jest dokładnie odwrotnie. Śliczna pani prawnik przez większość czasu tęskni za miłością i tym jedynym, a problemy swoich klientów rozwiązuje w wolnych chwilach. Nie wiem jak dla kogo, ale dla mnie Alicia jest postacią o wiele bardziej interesującą, a problemy Magdy znudziły mnie po jednym sezonie. Ileż można kibicować trzydziestolatce zmagającej się z pytaniem, czy on w końcu zadzwoni.
Kiedy wreszcie zobaczę na polskim ekranie polską Claire Underwood? Piękną, przenikliwie inteligentną, z wyboru bezdzietną, dążącą po trupach do celu? Nigdy. Bo polskie kobiety takie nie są. Jesteśmy ciepłe, wrażliwe, opiekuńcze, oplecione jak bluszcze na swoich trochę ciapowatych, ale jednak spolegliwych mężczyznach. Bez reszty oddane dzieciom i dyktujące im życiowe wybory, nawet jak mają po 40-ści lat. Bo czymże innym mogłybyśmy się zająć?
No właśnie. Czym?
A ja się w jednej kwestii tylko, pozwoli Pani, nie zgodzę 🙂 To fakt, w zagranicznych produkcjach jest o wiele więcej kobiet z charakterem. Ale tak samo jak w polskich, jest wiele ,,amerykańskich żon”, ,,rosyjskich babuszek” a niektóre skandynawskie, niby wolne, kobiety są i tak pokazywane jako ,,służące” (jeśli w filmie/serialu maja kogo obsługiwać). Ten schemat, ładnie wystrojonej, pustej lalki, służącej albo matki cierpiętnicy, tła dla mężczyzny (a czasem dla innej kobiety) się nie zmienia. W mentalności wciąż jesteśmy tylko czyimś tłem. Nawet zasługi kobiet takich jak Thatcher czy Curie albo caryca Katarzyna nie robią bardzo wrażenia i są zaraz zapominane. Ich było za mało 🙁 Wracając do tematu, nawet jakaś amerykańska aktorka ostatnio mówiła, że kwestie męskie w filmach są ciekawsze (zależy też od poziomu filmu, wiadomo) a kobiety grają nudne postacie drugoplanowe. Nawet w filmach gdzie kobieta ma grać bohaterkę i odejść od schematu ,,ładnej, pustej niewolnicy” jakaś cześć tego schematu zawsze pozostaje. Zawsze.
Zgoda, ale przynajmniej jest trochę silnych kobiet jak Claire Underwood, których u nas ze świecą szukać. Można też znaleźć takie kwiatki jak L-world, czy Orange is new black 🙂
A ja się w jednej kwestii tylko, pozwoli Pani, nie zgodzę 🙂 To fakt, w zagranicznych produkcjach jest o wiele więcej kobiet z charakterem. Ale tak samo jak w polskich, jest wiele ,,amerykańskich żon”, ,,rosyjskich babuszek” a niektóre skandynawskie, niby wolne, kobiety są i tak pokazywane jako ,,służące” (jeśli w filmie/serialu maja kogo obsługiwać). Ten schemat, ładnie wystrojonej, pustej lalki, służącej albo matki cierpiętnicy, tła dla mężczyzny (a czasem dla innej kobiety) się nie zmienia. W mentalności wciąż jesteśmy tylko czyimś tłem. Nawet zasługi kobiet takich jak Thatcher czy Curie albo caryca Katarzyna nie robią bardzo wrażenia i są zaraz zapominane. Ich było za mało 🙁 Wracając do tematu, nawet jakaś amerykańska aktorka ostatnio mówiła, że kwestie męskie w filmach są ciekawsze (zależy też od poziomu filmu, wiadomo) a kobiety grają nudne postacie drugoplanowe. Nawet w filmach gdzie kobieta ma grać bohaterkę i odejść od schematu ,,ładnej, pustej niewolnicy” jakaś cześć tego schematu zawsze pozostaje. Zawsze.
Zgoda, ale przynajmniej jest trochę silnych kobiet jak Claire Underwood, których u nas ze świecą szukać. Można też znaleźć takie kwiatki jak L-world, czy Orange is new black 🙂