Pewnie pamiętacie finałową scenę z Greka Zorby? Wali się na łeb na szyję inwestycja głównego bohatera, a Zorba po wyjściu z pierwszego szoku wybucha śmiechem ” Wspaniała katastrofa, szefie!” i zaczyna tańczyć sirtaki. Porywająca lekcja radości życia, a przy okazji niezłe wytłumaczenie stanu greckiej gospodarki.
Po wielu latach hołdowania filozofii płakania nad rozlanym mlekiem, chyba udało mi się w końcu nieco zmienić optykę i obecnie mogę już udawać Greka. Miałam okazję to przetestować ostatnio na mediolańskim lotnisku, kiedy tani lot okazał się być bardzo drogi, bo przy rezerwacji pomyliłam daty. Ja, albo system. I powrotny bilet, owszem mam, ale na 7 lipca, zamiast kwietnia. A za przebukowanie linie skroiły nas bezlitośnie. Oczywiście w pierwszej chwili płacz i zgrzytanie zębów, oraz wściekłość na bezduszny system i wredne algorytmy. Ale potem przypomniało mi się, co mówiła zawsze mama, kiedy tato panikował, bo na przykład miał stłuczkę. Pytała tylko, czy sam jest cały, bo to najważniejsze. No to ja sobie pomyślałam, że przecież na nartach, z których wracaliśmy, mogłam złamać nogę i drożej by wyszło. A potem obudził się we mnie Zorba i pomyślałam, że trudno, mam dziurę budżetową, więc nie pojadę na latanie w czerwcu. Ale jak odjąć od ceny wyjazdu w czerwcu cenę za bilety z Mediolanu, to właściwie jestem do przodu, więc po wylądowaniu można pójść przynajmniej na dobry obiad. I wino.
No i co zrobisz, jak nic nie zrobisz, jak to mówią.
Na takie zdarzenia w mojej rodzinie mówiło się zawsze “pierścień Polikratesa”. Czyli ofiara złożona bogom przez tyrana Samos, Polikratesa, który obawiał się, że zbytnim powodzeniem rozgniewa nieśmiertelnych i wrzucił do morza cenny sygnet. Do Polikratesa pierścień wrócił w brzuchu ryby, co było oznaką, że bogowie ofiary nie przyjęli i odtąd będzie miał przechlapane. Na szczęście linie Rynair moją ofiarę przyjęły niezwykle chętnie, więc oczekuję, że nadal będę dzieckiem szczęścia.
Filozofia Zorby, czy też pierścienia Polikratesa bardzo się w życiu przydaje, bo od czasu do czasu każdemu powinie się nóżka. Ba, bywa, że trafi się cała seria niefortunnych zdarzeń. A taktyka płakania nad rozlanym mlekiem słabo się będzie sprawdzać do momentu wynalezienia wehikułu czasu, który umożliwi nam powrót do przeszłości i naprawienie błędów. Chińczycy mają powiedzenie, że błąd należy świętować, bo to lekcja.
Jak za nauczkę, że trzeba dokładnie sprawdzać daty, kiedy przychodzi elektroniczny bilet, to trochę drogo wyszło, ale co tam.
Wspaniała katastrofa, szefie!
Do niedawna celebrowałam każdą swoją pomyłkę, nie mówiąc już o katastrofie. A zupełnie przy tym zapominałam o celebrowaniu swoich sukcesów i zwycięstw. Ale może dlatego właśnie, że z katastrof w sumie można nauczyć się więcej, niż z gładkobieżnych sukcesów. 🙂
ja bym była za tym, żeby jednak świętować sukcesy 🙂 trzeba siebie doceniać 🙂
Trwają prace nad przesterowaniem mojego procesu myślowego na celebrowanie sukcesów, ale nadal nie jestem w tym najlepsza. Zatem teraz cieszę się każdym zauważonym sukcesem. I będzie lepiej. 🙂
jak to mówiła Ada Biedrzyńska w “Piłkarskim pokerze”- “trenuj, q, ty za granica jedziesz!”