Jeden rzut ona na twarz pana parkingowego po powrocie i już wiesz, że jesteś w Polsce. Zamiast życzliwego uśmiechu, ponura gęba. Zamiast uprzejmego “How are you?”, niezrozumiałe burknięcie.
Parafrazuję w tytule Arkadego Fiedlera i jego “Kanadę pachnąca żywicą”. Autora i jego książki podróżnicze serdecznie polecam, chociaz dzisiaj to już starocie i przecież mamy podróżnicze blogi i vlogi. Nic jednak nie zastąpi wnikliwego oka i ucha reprtera z krwi i kości, który w dodatku miał czas do namysłu, bo nie wrzucał zaraz niczego na Fejsbuka.
Ja wrzucam zaraz po powrocie z wakacji, więc z góry proszę o wyrozumiałość. Zwłaszcza za brak opisów powalających krajobrazów i cudów przyrody. Nie, żeby nie powalały, Kanada jest naprawdę piękna, chociaż mogę mówić tylko za prowincję British Columbia i trochę za Albertę, reszty nie widziałam, a i tak zrobiliśmy parę tysięcy kilometrów. Góry, rzeki, jeziora, krystalicznie czyste powietrze i ciekawskie wiewiórki.
Ale to nie przyroda sprawiła, że gdyby mi ktoś zaproponował pracę w Kanadzie to jutro się pakuję i chętnie zamienię mieszkanie w ojczyźnie na tęskonotę za nią. Ostatecznie góry mam w domu, a i jezior parę się znajdzie. Gorzej z powietrzem, ale jestem ze Śląska, byle co mnie nie zabije. I przy całym zachwycie dla Lake Louis, wodospadów Athabaska, czy krajobrazów Whistler, przyroda nie sprawiłaby, że zgodziłabym się na status imigrantki.
To ludzie. I atmosfera. Styl życia Kanadyjczyków, którzy do obcych ludzi z uśmiechem mówią “How are you?” i życzą ci miłego dnia. Uprzejmie przepuszczają w autobusie i nie mają kłopotu z jazdą “na suwak” w korku. A w czasie Pride Month ozdabiają ulice i wytryny sklepów tęczowymi flagami i nikt nie ma z tym problemu. Ani z kolorami skóry sąsiadów, czy ich strojami. Na ulicach Vancouver z uśmiechem mijają się Sikhowie w turbanach, muzułmanki w chustach, Chińczycy i wytatuowani hipsterzy. Mili, pomocni, życzliwi. Starszy pan widząc jak kręcimy się niepewnie na stacji metra, pyta, czy okej, bo może coś pomóc?
Uśmiech, luz, spokojne ruchy. Nikt nie klnie, w powietrzu nie latają kurwy i jebać murzynów, na murach brak owoców twórczej ekspresji kiboli. Inny świat. Świat dający nadzieję na życie pogodne i bez codziennego wkurwu, tak bardzo polskiego, że wydaje się nieodzowny do funkcjonowania. Jakbyśmy zbiorowo cierpieli na niskie ciśnienie i musieli je sobie podnosić wszelkimi metodami, a najlepiej kosztem bliźniego swego. Którego miłujemy jak siebie samego.
Podejrzewam, że to ostatnie nosi znamiona smutnej prawdy. Nie lubimy siebie, bo i za co, więc swoje frustracje wylewamy na otoczenie. Ponury, zakompleksiony, nadwiślański kołtun, któremu się wydaje, że jak dopierdoli czarnemu i pogoni pedała, to sam wreszcie poczuje się odrobinę lepiej. Bo przecież jest biały, rucha żonę i chodzi w niedzielę do kościoła.
Ja wiem, że to nie wszyscy. I zapewne ludzi dobrej woli jest więcej. I że to obóz obecnej władzy sprawia, że cham przestał się wstydzić, że jest chamem, ba, teraz jest z tego dumny. Zupełnie jak ten pacjent z kawału, który chodził na terapię, bo moczył się w nocy. I kiedy po trzech latach kolega go zapytał, czy problem minął, to odpowiedział, że dalej się moczy, ale teraz jest z tego dumny. Całkiem podobną terapię zafundował obóz władzy wszystkim Sebom i Karynom oraz ich potomstwu. Zamiast porządnej edukacji mamy być dumni z ignorancji, tępoty i prostactwa.
Nie chcę tu być. Ani mieć nic wspólnego z ludźmi, którzy biją myślących inaczej. Nie lubię Cię, Polsko. Nie o taką Polskę walczył mój dziadek, kawaler orderu Virtuti Militari, Żołnierz Wyklęty.
Myślę w 1000% tak samo! I przepraszam ze nie udostepnię bo sie zwyczajnie wstydzę…… Wstydzę się mojego kraju, bo zobaczą znajomi z Norwegii gdzie obecnie mieszkam i zaczną pytać i co ja mam im odpowiedzieć?????
No niestety, jak mnie Kanadyjczycy pytali “Where are you from?” to miałam ochotę kłamać, na szczęście oni nic o Polsce nie wiedzą i tylko się uśmiechają.
Zgadzam się z tym, że ja mam chyba bardziej ,,romantyczne” serce i mnie przyroda potrafiłaby przyciągnąć do jakiegoś miejsca sama z siebie. Rośliny, zwierzęta (te domowe i dzikie), krajobrazy. No i ludzie też. W ogóle zachód, ten cywilizowany, wydaje mi się przyjemniejszym miejscem do życia niż nasz kraj…
Polska ma piękną przyrodę, za to ludzie do bani i na bani
Normalnie jak w Gileadzie z ,,Opowieści Podręcznej”. Tam też z dawnego USA uciekali do Kanady bo była normalna. Ciekawe kiedy w Polszy zaczną wieszać i kiedy policja będzie jak z innego kawału: Puk, puk, policja, otwierać! Facet: Nie wierzę!. Policja: My właśnie w tej sprawie…
Państwo religijne to koszmar, wystarczy popatrzeć na Iran
Aż się popłakałam… ja też pokochałam tę cząstkę Kanady, którą miałam okazję poznać. Podobnie jak Ciebie, zauroczyli mnie jej ludzie, otwarci i mega życzliwi… nie lubię tego, co się u nas dzieje… wstyd mi za mój kraj, a jednocześnie go kocham… uciekam od tych “ludzi do bani” i coraz bardziej szukam świata ludzi pozytywnie nakręconych… których całe szczęście trochę jest…:)))
Czy bym wyjechała… chyba tak… ale jeszcze nie teraz… może jutro… któż to wie…
wyjechać trudno, zostać niełatwo, co to za kraj, w którym ma się takie dylematy, z Polską relacje ma się na ogół toksyczne, zupełnie jak z nieudanym facetem
Coś w tym jest… jak dobrze pójdzie, to może pod koniec roku pojadę sprawdzić, czy dalej mnie tam ciągnie i jak to jest z tymi relacjami… ściskam…:)
jedź koniecznie i napisz jak z drugiej strony wygląda, czyli od Toronto 🙂 buziaki