Jest taki typ mężczyzn, którzy nie starzeją się nigdy. Przynajmniej we własnych oczach. Są doprawdy wzruszający w swej dziarskości, kiedy udając wydolność gimnazjalisty obtańcowują na imprezach panienki w wieku swoich córek.
Dziewczyny z szacunku dla siwych włosów grzecznie piją donoszone hurtowo drinki i udają, że świetnie się bawią w towarzystwie nadskakujących im amantów, błyskających w uśmiechu nową porcelaną i brzęczących kluczykami do porsche.
Czasami faktycznie trafia się dziewczynina z deficytem życiowym ojcowskiej opieki i wtedy taki podstarzały lowelas jest jak znalazł. Pisałam o tym w “Pigmalionie”. Taki starszy partner może dziewczę delikatnie rozbudzić, nauczyć jeść nożem i widelcem, pokazać wieżę Eiffle’a i zamki nad Loarą. I byłoby to fajne wprowadzenie gąski w życie, gdyby kochankowie potrafili w porę się zatrzymać, po wakacjach miło pożegnać i przez następne lata wymieniać kartkami na święta.
Ale u nas jakoś z tym trudno. Może to wina zaborów, może powstań, a może braku poczucia humoru. Nie potrafimy ładnie romansować, ani rozstawać się z klasą. Bez ślubnych dzwonów, kobieta czuje się kobietą upadłą i zrobi wszystko, żeby też mieć prawo do połowy firmy, jak była żona. Dochodzi więc do ozdobienia młodym kwiatkiem starego kożucha, zupełnie jakbyśmy wciąż byli na etapie “Chłopów” i wydawali Jagnę za starego Borynę. I potem wynikają z tego zabawne sytuacje, kiedy ma się dzieci młodsze niż wnuki. Ale przynajmniej stare dzieci mają z tego korzyść, bo mogą swoje dzieci podrzucać dziadzi, skoro i tak jest uziemiony z nowymi w domu, bo młoda żona ma wychodne i baluje z koleżankami.
Też oglądałam film “Elegia” z Penelope Cruz i Ben Kingsley wydawał mi się wprost dla niej stworzony, ale cieszę się, że w prawdziwym życiu wyszła za Bardema. Magdalena Samozwaniec mawiała, że dziecko ciągnie do dziecka, a młodość do młodości. Niestety, bywa, że starość też ciągnie do młodości i usiłuje przeglądać się w niej, zamiast w lustrze.
Szkoda mi tylko tych dziewczyn, którym pewnie wydaje się, że złapały pana Boga za nogi, a tak naprawdę spędzą najlepsze swoje lata w domu niespokojnej starości.
Chciałoby się cynicznie rzec, że wszystko ma swoją cenę. Czy te dziewczyny faktycznie są takie naiwne, czy jednak przekalkulowały sobie w głowie i wyszło im na plus? A może jednak istnieje miłość ponad wiekiem? Nawet jeśli zdarza się rzadko, czemu nie dać jej szansy? Gdybym mogła być z Keanu Reevesem, nie pogardziłabym, mimo że strzeliło mu pół wieku i spokojnie mógłby być moim ojcem. Nie byłabym z nim dla kasy, bynajmniej 😉 A tak serio, może często, może nawet w większości przypadków tak jest, że on przegląda się w młodej twarzy, a ona… Ale nawet jeśli, to co z tego? Każdy ponosi konsekwencje swoich decyzji.
Są mężczyźni wyjątkowi i wtedy zapewne warto. Na pewno nie dla kasy, czas jest bezcenny.
Zgadzam się w 100 procentach z Wiedźmą. Poza tym, warto dodać, że stary człowiek (obojętnie czy to kobieta czy mężczyzna) rzadko może już za młodymi nadążyć.Ten wiek jednak po coś jest. Ja w miłość młodych dziewczyn do starszych facetów nie wierzę. Zdarza się może ale tak samo często, jak miłość młodego chłopaka do starszej kobiety. Czyli raz na, jak to mówią, ruski rok. Reszta przypadków jest ewidentnie dla kasy, nazwiska czy czegoś tam jeszcze, może faktycznie brak ojca. Tylko że relacja erotyczna nigdy nie zrekompensuje braku taty, bo z nim nie taką relację się normalnie tworzy. Pani wiedźma już gdzieś pisała o takim mechanizmie, który kobiety sobie przyswoiły. Obojętnie czy to XIX wieczna chłopka czy dzisiejsza bizneswoman to, że ,,musi” zdobyć partnera, najczęściej z pozycją, dalej jest aktualne. Taki kulturowy patriarchalny mechanizm. Pomijając fakt, że czasem kobiety i mężczyźni nie patrzą na wiek/wygląd to nie wiem jaką relację intymną (erotyczną czy miłosną w ten sposób) można stworzyć z kimś, kto może być czyimś ojcem/matką.
Wierzę w te wyjątki, od wszystkiego zdarzają się wyjątki. I prawdziwe uczucia,które łączą ponad podziałami, nawet półwiekowymi. Niemniej jednak, zdrowiej trzymać się swojej grupy wiekowej na ogół..